Czy rzepa rzeczywiście działa? - Ampułki z Joanny

Czy rzepa rzeczywiście działa? - Ampułki z Joanny

O jakiegoś czasu chyba jestem maniaczką wcierek, testuje różne różności, poza tym zawsze mam co najmniej dwie. Staram się nie przyzwyczajać skóry głowy do jednej, żeby nie przestała działać. Dziś przyszedł czas na moje odczucia odnośnie ampułek Joanny.

Joanna Rzepa, ampułki wzmacniające do włosów przetłuszczających się, cienkich i delikatnych, ze skłonnością do łupieżu i wypadania

Takich buteleczek jest 7, każda ma po 10 mililitrów.


Na opakowaniu mamy piękną instrukcję obsługi. ;)
Wydaje się to śmieszne, ale ja miałam problem z ich otwarciem, bałam się, że szkło pęknie mi w ręku.
W końcu poprosiłam męża, ale ostatnią spróbowałam otworzyć sama i w sumie nie taki diabeł straszny jak się wydawał. ;)




Nie chciałam codziennie zmagać się z otwieraniem ampułek, dlatego cały płyn przelałam sobie do butelki z atomizerem (dobra sprawa przechowywać stare opakowania). Płynu wyszło dużo więcej, ale zdjęcie pokazuje resztkę.


Opis producenta:
Ampułki wzmacniające Rzepa przeznaczone są dla włosów przetłuszczających się, ze skłonnością do łupieżu i wypadania. Zawierają bogaty zestaw aktywnych składników - ekstrakt z czarnej rzepy oraz inne wyselekcjonowane ekstrakty naturalne, a także witaminę PP, mentol, dermosacharydy i prowitaminę B5, aby skutecznie zmniejszyć przetłuszczanie się skóry głowy oraz działać energizująco i wzmacniająco. To specjalistyczny produkt do wcierania w skórę głowy, który pozwala osiągnąć wyjątkowe rezultaty przy regularnym stosowaniu. Unikatowa receptura preparatu oparta jest na starannie dobranych składnikach działających stymulująco, wzmacniająco i energizująco na cebulki włosowe. Zawiera wyjątkowo wysokie stężenie ekstraktu z czarnej rzepy, uznawanej przez medycynę ludową za jeden z najskuteczniejszych, naturalnych środków wzmacniających i zapobiegających wypadaniu włosów. 

Pojemność: 7 x 10 ml

Cena: ok. 12 zł

Dostępność: ja kupiłam w Naturze, nie wiem czy jeszcze gdzieś są dostępne

Skład:
Aqua, Alcohol Denat, PEG-75 Lanolin, Raphanus Sativus Extrac, Arctium Lappa Exctract, Humulus Lupulus Extract, Glycogen, Glycerin, Niacinamide, Penthenol, Menthol, Allantion, Citric Acid, Dmdm Hydantion, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone 

Moja opinia:
Jak już wspominałam wcześniej bałam się otwierania szklanych ampułek, ale to tylko kwestia pewnego naciśnięcia w biały punkt. Jeżeli ktoś się boi, że się pokaleczy to dobrym sposobem jest otwieranie np. przez ręcznik lub jakąś szmatkę. Co do zapachu to jest tragiczny, nie cierpię zapachu rzepy, ale byłam w stanie to znieść dla dobra moich włosów. Ampułki stosowałam na noc, po wtarciu czuć delikatne mrowienie, co znaczy, że preparat działa. No właśnie, ale jak działa? Zaczynając od łupieżu, to nigdy go nie miałam więc nie mogę stwierdzić czy go eliminuje. Co do wypadania włosów, wypadają dalej tak samo, także preparat go nie zahamował. Na plus jest to, że pojawiły się nowe baby hair, na razie są bardzo malutkie, ale widoczne. Nie zauważyłam, żeby alkohol zawarty w składzie jakoś podrażnił mi skórę głowy, bo trochę się go obawiałam, myślę, że emolient, który widnieje zaraz po alkoholu zniwelował jego działanie. Podsumowując, może jedno opakowanie to za mało, dam jej jeszcze jedną szansę wraz z drugim opakowaniem, jeżeli nie zobaczę efektów w postaci zahamowania wypadania włosów, to wracam do Jantara. 

A Wy macie jakieś sprawdzone wcierki?
Yves Rocher, morelowy peeling do twarzy

Yves Rocher, morelowy peeling do twarzy

Tak jak peelingi do ciała testuje jak leci, żeby znaleźć swojego ulubieńca, tak już z peelingami do twarzy to nie taka prosta sprawa. Mam dość wrażliwą skórę twarzy i muszę bardzo uważać co na nią nakładam. Stwierdzając brak parafiny w składzie postanowiłam się na niego skusić.

Yves Rocher, morelowy peeling do twarzy




Opis producenta:
Owocowy peeling z drobinkami z pestki moreli. Zapewnia gładką, oczyszczoną skórę. Przywróci jej blask.

Do stosowania na zwilżoną skórę. Dla osiągnięcia efektu należy stosować 1 do 2 razy w tygodniu.masować ją przez 3 minuty.


Skład:
Aqua, Hamamelis Virginiana Water, Stearic Acid, Prunus Armeniaca Seed Powder, Glycerin, Propylene Glycol, Potassium Hydroxide, Xanthan Gum, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Cetearyl Alcohol, Cocamidopropyl Betane, Hydrogenated Castor Oil, Sodium Cocoyl isethonate, Zea Mays Starch, Parfum, Methylparaben, Allantolin, Tocopherol, Ethylparaben, Propylparaben, Tetrasodium Edta, CI 14700, CI 19140, CI77891

Pojemność: 50 ml

Cena: 14,90 zł

Moja opinia:
Peeling z Yves Rocher mam już kilka miesięcy i używam go regularnie raz lub dwa razy w tygodniu. Dzięki  ostrym drobinom z pestek moreli bardzo dobrze oczyszcza skórę twarzy. Mimo, że mam wrażliwą skórę to nie podrażnia mnie, być może dlatego, że masuję twarz delikatnie. Drobinek jest dużo i bardzo mała ilość wystarczy na dokładne oczyszczenie twarzy, poza tym bardzo ładnie pachnie. I tu się kończą plusy, do minusów mogę zaliczyć uczucie ściągnięcia skóry, ale dobry krem to naprawia. Poza tym skóra po peelingu jest sucha i matowa, bardzo nie przyjemna. Jednak mimo minusów, które da się zniwelować kremem polecam ten peeling. Ja na pewno do niego wrócę. 


Znacie ten peeling? 
A może macie jakiś godny polecenia?




Moja włosowa historia

Moja włosowa historia

Długi czas zastanawiałam się nad tym postem, bo nie wiedziałam czy nie jest za wcześnie. W końcu stwierdziłam, że jednak moje włosy przeszły dość sporą przemianę, a w razie czego będę aktualizować swoją historię.

Zacznę od tego, że moje włosy bardzo dużo przeszły, ciągłe farbowania, codzienne prostowanie, szorowanie   mocnymi szamponami oraz tarcie ręcznikiem, dodatkowo nie były niczym zabezpieczane nie licząc alkoholowego jedwabiu z Biosilku kładzionego (o losie!) na całe włosy. Moja pielęgnacja zmieniła się o 180 stopni i chciałabym Wam o niej opowiedzieć.

Zdjęcia nie przedstawiają wszystkich etapów moich włosowych poczynań, bo do niektórych nie mogłam się dokopać. Moje włosy przeszły dwie dekoloryzacje, rozjaśniania, balejaże i pasemka. Widziały chyba wszystkie kolory tęczy, od blondu przez rudości, czerwienie i brązy po głębokie czernie. 

Jako dziecko do 2 lat byłam praktycznie łysa, miałam tylko puszek na głowie. Później stopniowo włosy zaczęły rosnąć i nabierać złotego odcienia blondu (przy czym miałam ciemnobrązowe oczy ;))


Włosy miałam co jakiś czas podcinane, bo mamę męczyło rozczesywanie poplątanych włosów, jednak to co zrobiła fryzjerka, przeszło wszelkie granice. Zostawiona na pastwę losu pod opieką taty weszłam z moimi długimi włosami, a wyszłam ścięta na chłopaka. Płakałam chyba kilka dni, wstydziłam się nawet iść do szkoły z takimi włosami. Nigdy nie miałam bardzo gęstych włosów, ale dłuższe włosy jednak dodają trochę uroku dziewczynce. 


Jakiś czas później włosy odrastały, ale i sporo ściemniały. Poza tym zrobiły się proste jak druty.
Na zdjęciu możecie zobaczyć grzywkę mojego autorstwa ;) Bardzo przeszkadzały mi nowe włoski, które sobie rosły, dlatego postanowiłam je ściąć! ;) Nie wiem co sobie myślałam, chyba to, że jak zetnę to już nie będą rosły w tym miejscu. ;)) Jakiś czas musiałam chodzić ze sterczącym kikutem, który sama sobie sprawiłam.



Później przyszedł czas pierwszych koloryzacji, na początku były to szampony koloryzujące, różne odcienie brązów. Później bardzo chciałam trwałą farbę, bo efekt po szamponetkach utrzymywał się krótko. 
Wpadłam więc na pomysł, żeby przyciemnić włosy do głębokiej czerni. 
Kolor tak wżarł mi się we włosy, że do dziś żałuję tej decyzji. 
W czarnych włosach wytrzymałam gdzieś ze dwa lata, później chciało się już coś innego.


Coś innego było dekoloryzacją i przejściem na blond! Takiego siana w życiu nie miałam na głowie. Włosy dosłownie rozchodziły się w palcach i wychodziły garściami przy myciu. Był to czas kiedy nie używałam masek, nie zabezpieczałam włosów, a odżywek używałam sporadycznie, jak mi się akurat przypomniało.


Kolejnym etapem było przemalowanie się z powrotem na czarno, bo stwierdziłam, że blond do mnie jednak nie pasuje. Kolejnych kilka lat farbowałam włosy granatową lub głęboką czernią. Były momenty kiedy chciałam trochę rozjaśnić kolor do brązu, ale denerwował mnie jaśniejszy kolor przy odrostach i wracałam do czarnego. 
Jednak kiedyś człowiek musi przejrzeć na oczy i zdecydowałam się pożegnać z czernią na rzecz brązu. Droga była ciężka, bo długi czas musiałam chodzić z kilkoma kolorami na głowie, w prawdzie do tej pory mam jeszcze resztki czerni na końcówkach, ale sukcesywnie się tego pozbywam.


Upięte włosy wyglądały jeszcze jako tako, bo były spięte w jedną stronę.
Jednak lata codziennego prostowania, suszenia i farbowania odkryły przerażającą prawdę o moich włosach.
Nie ma co ukrywać wyglądałam jak wypłosz. Smutnie zwisające strąki spalonych włosów nikomu nie dodają urody, a wręcz wyglądają tragikomicznie.



Przyszedł czas kiedy trafiłam na wizaż i na blogi włosomaniaczek, to dało mi siłę do walki o moje włosy.
Z dnia na dzień wyrzuciłam prostownicę, miałam też zamiar w taki sposób pozbyć się suszarki, ale w porę opanowałam się i stwierdziłam, że będę jej używać z głową. 

Pierwsze olejowania i maski dawały efekty, włosy zyskały na blasku.


Regularnie podcinałam włosy.



Bardzo chciałam zapuścić długie włosy, jednak w ich stanie nie było to możliwe i podjęłam wydawać by się mogło, że łatwą, jednak dla mnie trudną decyzję o ścięciu włosów. Czułam się dość dziwnie, bo bardzo dawno nie miałam tak krótkich włosów, ale decyzja była strzałem w dziesiątkę, bo włosy od razu zyskały na gęstości i objętości, no i nareszcie mogłam zobaczyć jak wyglądają zdrowe końcówki. 

W maju tego roku wyglądały tak:


Nie chciałam już katować włosów farbami chemicznymi, dlatego zdecydowałam się na hennę. Na początek wybrałam orzechowy brąz, efekty były mało widoczne, ale liczyłam na zbawienny efekt ziół. Nie chodziłam i nie chodzę do fryzjera, włosy ścina mi mama. Zdecydowałam się na ścięcie w lekkie półkole.

   

W tym czasie dzielnie testowałam wcierkę Jantar, chociaż byłam trochę niepocieszona brakiem efektów. Skończyłam buteleczkę i postanowiłam do niej  nie wracać, bo nie daje efektów. Jakie było moje zdziwienie kiedy dwa tygodnie później ujrzałam całą armię małych włosków! Jednak działa i jak do tej pory to moja najlepsza wcierka.



W październiku prezentowały się prawie tak samo jak wcześniej, regularnie je podcinałam, żeby pozbyć się czarnych końców. 



W listopadzie zostawiłam je w spokoju, żeby trochę podrosły.


Jednak później stwierdziłam, że przestały się już tak dobrze układać i postanowiłam je skrócić.



Włosy ścięłam na prosto, ale jak wiemy kobieta zmienną jest i stwierdziłam, że bardziej odpowiadało mi ścięcie w półkole. ;)


Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć jak długie już mam bejbiki, tworzą całkiem zabawną grzywkę, ale jest tego minus taki, że nie mogę zaczesać włosów do tyłu, bo powstaje mnóstwo odstających antenek. Wolę też ich za bardzo nie przygładzać, bo i bez tego mam problem z nadaniem włosom objętości. 


Pokazują się też nowe włoski. ;)


A obecnie włosy prezentują się tak:



Obecna pielęgnacja włosów:

Szampony: Włosy myję codziennie, czasem zdarza się co drugi dzień. Do codziennego mycia używam balsamu do kąpieli dla kobiet w ciąży Babydream fur Mama, do oczyszczania używam szamponu Eva z czarną rzepą lub innego bez silikonów jaki mam na stanie.

Odżywki: Z odżywek bez spłukiwania najbardziej lubię Joannę z pokrzywą i zieloną herbatą. Do spłukiwania używam w zasadzie każdej, która ma odpowiedni dla mnie skład, lubiłam wycofaną Isanę z babassu, używam też Garnier z awokado i masłem karite i Garnier nutri gładki.

Oleje: Olej nakładam na włosy na całą noc 2-3 razy. Moje włosy najbardziej lubią olej ze słodkich migdałów, olej jojoba i olej z awokado, od czasu do czasu nakładam też oliwę z oliwek i krem kakaowy z Isany.

Maski: Staram się nakładać maskę co najmniej raz w tygodniu, jednak różnie to bywa, czasem nałożę raz czy dwa, ale zdarza się też, że nie nałożę wcale lub nakładam co drugi dzień. Maskę nakładam pod czepek  i ręcznik na około godzinę, zależnie ile mam czasu. Przetestowałam wiele masek i za najlepszą do tej pory uważam Organiqe anti-age o zapachu winogron, mogłabym używać jej cały czas jednak powstrzymuje mnie jej cena. Od czasu do czasu robię też maski z własnej roboty z żółtka, oliwy z oliwek, miodu i jogurtu lub majonezu. Pasuje mi też Kallos latte pod względem zapachu i działania.Chwalę sobie też rosyjską maskę drożdżową. W najbliższym czasie mam zamiar wypróbować maskę Scandic i Biowax, Wax okazał się totalnym niewypałem.

Wcierki: Na początku wcieranie szło mi słabo, ale jak zobaczyłam pierwsze efekty zaczęłam wcierać regularnie. Najlepszą z wcierek okazał się Jantar, wracam do niego co jakiś czas, żeby nie przyzwyczaić włosów. Bardzo dobry był też rosyjski tonik do włosów Receptury Babuszki Agafi. Ampułki Joanny też całkiem dobrze działały, tak samo jak eliksir z Green Pharmacy, ale po nich nie było już tak spektakularnych efektów.

Zabezpieczanie włosów: Najczęściej zabezpieczam końcówki włosów jedwabiem Marion, czasem używam do tego kropelki oleju

Suszenie: Włosy myję przeważnie codziennie, zdarza mi się umyć na następny dzień. Włosy pozostawiam do naturalnego wyschnięcia, jeżeli mi się spieszy to suszę suszarką, chłodnym nawiewem.



Swoją historię kieruje głównie do osób tak jak kiedyś ja, zapatrzonych w prostownicę. Uwierzcie mi, kiedy prostowałam włosy nigdy nie osiągnęłam takiego efektu jaki chciałam, zawsze coś się wywijało, podwijało i zakręcało, co doprowadzało mnie do szału i musiałam poprawiać kilka razy w ciągu dnia. Teraz kiedy tyle czasu nie prostuje włosów ku mojemu zdziwieniu same się rozprostowały, suszarki używam sporadycznie zimą.

Jak na razie dążę do zagęszczenia włosów, później przyjdzie czas na walkę o długość. 


Firmoo(wa) okularnica Blanka

Firmoo(wa) okularnica Blanka

Jakiś czas temu głośno było o okularach marki Firmoo, również i ja dostałam tą propozycję, jednak musiałam ją przemyśleć. Patrzyłam na moje wysłużone okulary, do których jestem przywiązana, bo mam je już kilka lat, a zazwyczaj musiałam zmieniać je dużo szybciej, bo niesamowitym zbiegiem okoliczności zawsze coś się musiało z nimi stać. Prawdę mówiąc lekko podejrzanie podchodziłam do takiej propozycji, bo jak wiedzą osoby, które noszą okulary korekcyjne to jest nie mały koszt, a ktoś chce mi je wysłać za darmo? 
Jednak zgodziłam się również z samej wrodzonej ciekawości. Pełna obaw czekałam na przesyłkę, która doszła do mnie w 4 dni! Myślałam, że będę czekać dużo dłużej. 

Byłam pewna obaw co do jakości okularów i nie byłabym sobą, żebym ich nie sprawdziła u swojego optyka. Pani specjalistka rozwiała moje obawy, bo okulary są naprawdę dobrej jakości z czego się bardzo cieszę.
Obecnie posiadam okulary czarne bez dolnej ramki, te są zupełnie inne. Postanowiłam wybrać coś innego niż mam, a więc czarne oprawki z czerwonymi zausznikami.
Są dużo lżejsze niż moje obecne, z powodu plastikowych soczewek (w poprzednich miałam szklane). Jedyne co do czego ciężko było mi się przyzwyczaić to brak nosków (chyba tak to się nazywa) jednak szybko przyzwyczaiłam się do tego i już widzę plus, że nie robią się odciski na nosie, co było dość uciążliwe.
Jedyny minus jaki zauważyłam to nowe okulary uciskają w głowę, a konkretniej w obszar za uszami. Nie wiem, może jest to kwestia roznoszenia i muszę im dać czas na 'wyrobienie się', albo sama spróbuje pokręcić śrubokrętem, żeby je trochę poluzować.

Pora na zdjęcia:









Tutaj możecie znaleźć odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania: KLIK




Firmo ma również wspaniałą propozycję dla Was, a mianowicie możecie mieć swoje okulary tylko za opłacenie wysyłki, czyli za 18$, co daje około 60 zł. 
Swoje okulary możecie zamówić tu: KLIK
Od razu mówię, że nie mam od tego żadnych profitów czy jakiegokolwiek wynagrodzenia.

W Polsce jest to oczywiście nie możliwe, żeby za takie pieniądze dostać okulary, więc propozycja jest naprawdę fajna, przy czym do okularów dostajemy jeszcze dwie pary etui, ściereczkę i śrubokręt ze śrubkami. 


Podsumowując jestem zadowolona zarówno z samych okularów i z obsługi Firmoo. Niewątpliwym plusem jest możliwość wirtualnego przymierzenia okularów, jak i podane dokładne wymiary okularów. 
Polecam osobom, które tak jak ja mają wadę wzroku, ale czekają z wymianą okularów, bo nie oszukujmy się koszt zrobienia okularów w Polsce jest dość wysoki.

Pasują mi takie okulary?
Skusiłybyście się na darmową parę?

Revlon Colorstay - beztłuszczowy podkład z filtrem SPF 15

Revlon Colorstay - beztłuszczowy podkład z filtrem SPF 15

Rozpaczliwe poszukiwanie podkładu idealnego trwa. Chyba najbardziej zadowolona jestem z podkładów mineralnych. Moja recenzja będzie pisana tylko i wyłącznie pod kątem mojej skóry, która jest bardzo wrażliwa i delikatna, nie toleruje parafiny, gliceryny i innych zapychaczy.


revlon.com












Opis producenta:
Normal/Dry Revlon Colorstay jest idealny dla skóry normalnej lub suchej. Fluid nie zatyka porów. Podkład Revlon Colorstay zapewnia pełne pokrycie i matowe wykończenie. Składniki rozpraszające światło optycznie wygładzają skórę, filtry słoneczne SPF 15 chronią skórę przed szkodliwym działaniem słońca. Lotne silikony ułatwiają rozprowadzanie oraz zapewniają uczucie komfortu Witaminy A i E wygładzają powierzchnię oraz chronią cerę przed szkodliwymi wpływami zewnętrznymi. Podkład Revlon Colorstay utrwala się w ciągu 60 sekund! Po użyciu podkładu Revlon Colorstay skóra wygląda nieskazitelnie. Makijaż utrzymuje się do 24 godzin, kolor nie blaknie. Podkład Revlon Colorstay nie ściera się i nie zostawia śladów.

Pojemność: 30 ml

Cena: 29 - 60 zł ( w promocji możemy go dostać za 29 zł, jednak cena regularna oscyluje wokół 40-60 zł)

Moja opinia: 
Od czasu kiedy stosuje minerałki cera mi się bardzo poprawiła, jednak niespodziewany wysyp nastąpił po tym jak jakiś czas używałam kremu z parafiną. Zapchał mnie to tego stopnia, że pozostały mi 'piękne' blizny, które teraz będę próbowała zlikwidować kwasami. Do rzeczy, trochę bałam się używania normalnego podkładu po podkładzie mineralnym, bałam się, że może skóra się odzwyczaiła czy coś, ale nie, jest w porządku. Poza tym trochę mnie przeraził alkohol denat. w składzie, ale niepotrzebnie, bo krzywdy nie robi. Co do samego podkładu to krycie ma dobre, jak zresztą widać na zdjęciu.Bardzo się cieszę, że producent pomyślał też o bladolicych oraz tych co nie lubią opalać twarzy i jest szeroki wybór jasnych odcieni. Opakowanie jest kompletnie do kitu przez brak pompki, pojemniczek posiada tylko wielką dziurę, co skutkuje tym, że ciężko wylać odpowiednią ilość. Trwałość podkładu jest bardzo dobra, trzyma się na twarzy cały dzień, nie wiem tylko jak sprawa wygląda latem, ale mam nadzieję, że nie spływa. Podkład nie podkreśla suchych skórek, raczej nie wysusza, ale ja zawsze kładę go na krem. Ogólnie jestem zadowolona i być może będę go używać na zmianę z minerałami. Polecam osobom szukającym podkładu idealnego, niech tylko producent pomyśli o pompce. ;)

Znacie podkład Revlona?
Używacie?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © Blanka beauty&lifestyle , Blogger